30 stycznia 2018 r.
Kolejny raz wymiar sprawiedliwości umarza sprawę w obronie zwierząt…
W 2016 roku miałyśmy wielką nieprzyjemność poznać oskarżoną, słynną w Poznaniu zbieraczkę kotów. Okoliczności były nieciekawe, poprosiła nas o pomoc jej znajoma, do której oskarżona, kolejny raz w życiu eksmitowana za dewastację mieszkania i nieprzyzwoitą liczbę kotów, przyjechała na działkową altanę wraz z 17 kotami. Osoba, która dzwoniła po pomoc sama mieszka z 8 kotami. Na miejscu ujrzałyśmy opłakany widok, wychudzone i zakatarzone zwierzęta leżały wtulone w siebie, próbujące się ogrzać. Co chwilę ktoś kichał, ciężko oddychał. Niestety, ku naszemu zaskoczeniu, oskarżona nie pozwoliła nam pomóc zwierzętom. Odmówiła przyjęcia karmy mówiąc, że z pewnością jest otruta i rozpoczęła tyradę, która nawet sądowym akcie oskarżenia znalazła swój zapis, o tym, że „pracowników fundacji oskarżyła o przeprowadzanie na zwierzętach niedozwolonych eksperymentów, wywożenie zwierząt do Niemiec i sprzedaż ich w zamian za wysokie zyski”.
Już wtedy zorientowałyśmy się, że mamy do czynienia z osobą chorą.
Post factum okazało się, że to ta sama osoba, słynna w świecie pro-zwierzęcym z tego, że w 2009 roku odebrano jej interwencyjnie 36 kotów w tragicznym stanie. Sprawę prowadzili wolontariusze udzielający się na forum internetowym www.miau.pl. Wtedy jednak nikt nie zdecydował się założyć oskarżonej sprawy z tego tytułu.
Wracając do 2016 roku. Oskarżona kilka dni później wyprowadziła się z działek i wynajęła mieszkanie, z którego eksmitowano ją pare dni później. Właściciel mieszkania gdy zorientował się ile mieszka w nim chorych zwierząt wystawił oskarżoną na klatkę schodową i zadzwonił po Straż Miejską, która przyjechała i odebrała zwierzęta zawożąc je do schroniska. Niestety, w transporterkach jeden kot już nie żył, a kilka było w stanie agonalnym.
Po tym doszło już do samych absurdów. Oskarżona jakiś czas później zgłosiła się bowiem po odbiór swoich kotów do schroniska i wydano jej wszystkie zdrowe zwierzęta, zatrzymano jedynie te, które nadal leczono. W sumie zmarło 8 kotów (!).
Jak oskarżona sama twierdzi „antybiotyków nigdy zwierzętom nie podała, albowiem jak wskazywała – niszczą one florę bakteryjną i powodują więcej zdrowotnych problemów niż korzyści”. „Winą za stan kotów obarczała czynniki zewnętrzne, od niej niezależne.” „Podkreślała, że jej koty wcale nie wymagają żadnego szczepienia”, a „fundacja i schronisko podstępem odebrało jej zwierzęta bo są w jakiejś zmowie”.
Bilans sprawy jest taki, że 8 kotów nie żyje, a z naszych informacji wynika, że oskarżona nagromadziła kolejnych kotów, i już kilka razy zdążyła być wyrzucana z wynajmowanych miejsc. Proceder więc zatacza koło.
I co? I sąd sprawę umarza. Dlaczego?
Uzasadnienie ma wiele stron, wskazuje się w nim na zeznania świadków od strony oskarżonej, np. jej siostry, która zeznała, że oskarżona kocha koty i poświęca się im całkowicie. Najlepiej jednak sprawę podsumowuje to zdanie:
„…mimo pewnych istotnych zaniedbań, to nastawienie psychiczne podejrzanej, jej pasja, cechy osobowościowe (litość do porzuconych zwierząt, poświęcenie, traktowanie ich jak rodzinę) nie pozwalają na przypisanie jej odpowiedzialności…”.
Wniosek: nie ma w Polsce bata na zbieraczy kotów. Kobieta ta konsekwentnie, od wielu lat, adoptuje koty ze schronisk, zbiera je i zamyka w wynajmowanych pomieszczeniach, doprowadza do zagłodzenia, wyniszczenia i nie leczy. Koty umierają w wyniku jej postępowania, ale to wszystko NIC dla Sądu ponieważ… ona kocha te kotki.
Będziemy się odwoływać, ale nie łudzimy się. Właśnie otrzymałyśmy listownie decyzję Prokuratury w innej sprawie dotyczącej śmierci kota. Prokuratura, której zadaniem jest oskarżać, wnosi o umorzenie. Powód ten sam. Mimo, że kot nie żyje, oskarżona kochała kota i teraz bardzo żałuje swoich zaniedbań.
Już niedługo napiszemy o tym więcej…