Podstawowe informacje:
Urodzona: ok. 2016 r.
Zdrowie: wykastrowana, odrobaczona, zaszczepiona, testy FIV/FelV ujemne
Stosunek do ludzi: przyjazna, choć potrzebuje czasu
Stosunek do dzieci: nie miała kontaktu
Psy: nie miała kontaktu
Koty: ostrożna, spokojna
Inne: –
Gruszka o sobie:
Cześć, mam na imię Gruszka i chcę opowiedzieć Tobie moją historię.
Moje życie nie jest łatwe. Urodziłam się w ogródku należącym do pewnego starszego pana. Ten miły pan przynosił jedzonko dla mnie i dla mojej mamy. Kiedy miałam kilka miesięcy pan zabrał mnie do swojego domu. Dostałam miseczkę, kuwetę i zabawki. Pan stał się dla mnie prawdziwym przyjacielem. Bawił się ze mną piłeczkami, głaskał mnie i przytulał. Pozwalał mi nawet spać w łóżku! Od czasu do czasu zabierał mnie do dziwnego miejsca, gdzie ludzie oglądali mnie i badali. Był to gabinet weterynarza. Pan mówił, że zostałam zaszczepiona i wysterylizowana. Bałam się i nie rozumiałam tego, ale otuchy dodawało mi głaskanie mojego opiekuna. Po powrocie do domku wszystko wracało do normy. Bardzo lubiłam wychodzić na ogródek, wygrzewać się na słońcu i przyglądać ludziom idącym ulicą.
Bardzo lubię ludzi. Zawsze byli dla mnie mili. Miałam wielu znajomych, których witałam podniesionym ogonkiem. Ludzie zatrzymywali się i głaskali mnie, a ja mruczałam zadowolona. Tak mijały lata. Mój opiekun coraz częściej narzekał na zdrowie, ale zapewniał, że wszystko będzie dobrze. Pewnego dnia pan źle się poczuł. Do naszego domu przyszli ludzie, którzy gdzieś go zabrali. Niestety nie wiem co się z nim stało, ale tego dnia mój świat się zawalił.
Długo czekałam aż mój pan wróci do domu, przytuli mnie i będziemy się razem bawić. Niestety tak się nie stało. Pan nie wracał, moja miseczka była pusta. Czułam się bardzo samotna, opuszczona i głodna. Cały czas zastanawiałam się dlaczego mój najlepszy przyjaciel odszedł. Psy sąsiadów powiedziały mi, że tak bywa z ludźmi i zwierzętami. Wszyscy kiedyś umierają…
Musiałam szukać pomocy u osób mieszkających w sąsiedztwie. Oni nakarmili mnie i pozwolili zamieszkać w szopie. Było tam brudno i ciasno, ale miałam własny kąt. Mogłam się schronić przed deszczem. Najgorzej było jesienią i zimą. Nikt nie przykrywał mnie kocykiem i często marzłam czekając na ciepłe dni. Codziennie chodziłam do domu mojego pana. Sprawdzałam, czy przypadkiem nie wrócił. W końcu nadszedł dzień, którego nigdy nie zapomnę. W naszym ogrodzie stał wielki, mechaniczny potwór, który niszczył dom mojego przyjaciela. Następnego dnia z naszego domu nic nie zostało. Został zburzony. Straciłam nadzieję na powrót pana. Psy jednak miały rację…
Z czasem zaczęłam się źle czuć. Coraz częściej bolał mnie pyszczek i nie mogłam normalnie jeść. Coś dziwnego działo się z moim grzbietem. Ból pyszczka uniemożliwił mi czyszczenie futerka. Do tego często bolał mnie brzuch. Taka sytuacja trwała bardzo długo. Wychodziłam na ulicę i odzywałam się do napotkanych ludzi. Miałam do nich zaufanie ponieważ uśmiechali się na mój widok. Niektórzy przynosili mi puszki z dobrym jedzonkiem. Wśród nich była jedna pani, która mnie głaskała i dawała mi karmę z pysznym sosem. Bardzo ją polubiłam. Codziennie czekałam na jej odwiedziny. Kiedyś przyszła z jeszcze jedną osobą. Chwyciły mnie i wsadziły do samochodu. Byłam przerażona. Jak ona mogła to zrobić? Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami, a ona mnie porwała i zabrała do miejsca, które znałam z dzieciństwa – do gabinetu weterynarza. Lekarz robił mi okropne rzeczy. Dał zastrzyk i ogolił futro na grzbiecie! Nie wiedziałam co się ze mną stanie. Ta pani wywiozła mnie daleko od domu.
Trafiłam do miejsca, które nazywa się kociarnią. Są tam inne koty i dużo przyjaznych osób. Pani wytłumaczyła mi, że chce dla mnie jak najlepiej. Dowiedziałam się, że jestem chora i nie podołam bezdomności. Życie na ulicy pozostawiło ślady. Słyszałam rozmowy moich opiekunek w kociarni. Mówiły, że mam problemy z trzustką, ropnie w pyszczku i przełyku. Co kilka dni muszę jeździć do weterynarza. Bardzo się boję tych wizyt, ale czuję się po nich lepiej. Ostatnio wyrwano mi wszystkie zęby. Ciocie dają mi leki i miękkie jedzonko. Są dla mnie bardzo dobre. Pierwszy raz od dawna nie czuję bólu pyszczka. Niestety ze względu na stan zdrowia muszę przebywać w klatce. Jest to dla mnie przykre. Smutno mi, bo chciałabym zamieszkać z kochającym człowiekiem.
Potrzebuję opieki i domu. Chociażby tymczasowego. Ludzie kolejny raz mi pomogli. Nie tracę nadziei, że znajdzie się ktoś kto podaruje mi dom. Może to będziesz Ty?
Gruszka
Poznaj historię Gruszki:
11 kwietnia 2022 r.
Gruszka to kocia po przejściach. Umarł starszy pan, który był jej właścicielem. Dom zburzono. Gruszka kilka lat żyła na ulicy. Dokarmiali ją sąsiedzi, ale nie zapewnili Gruszce opieki. Trafiła do nas z ogromny ropniem na plecach i z zębami w fatalnym stanie.
29 kwietnia 2022 r.
Sporo u nas nowych futrzaków. Dziś prezentujemy kolejną kocią babcię w pilnej potrzebie domu tymczasowego.
Poznajcie Gruszkę.?
Kotkę zgłosiła nam dobra dusza, która nie przeszła obojętnie obok zmierzwionego kłębka zbolałego futra. Z powodu problemów finansowych, musieliśmy odmówić pomocy, lecz osoba zgłaszająca była zdeterminowana by pomóc i zgodziła się finansować leczenie kotki, jeśli tylko przyjmiemy ją pod opiekę. I tak Gruszeczka znalazła się w naszej kociarni, gdzie zabraliśmy się za ratowanie jej zdrowia.
Pierwszą pomocą było usunięcie ropnia z pleców – kotka dzielnie zniosła zabieg! Teraz czeka ją „remont” pyszczka, bo zębiska ma w fatalnym stanie i okulista, bo jedną źrenicę ma wyraźnie większą i inny kolor oczek. Może taka jej uroda, a może trzeba pomóc – zobaczymy.
Sporo przygód przed Gruszeczką, a więc bardzo przydałby się jej dom tymczasowy, który umiliłby jej te okropieństwa, przytulał, głaskał, kochał i pielęgnował.
Grusia uwielbia mizianko!
Nadstawia się i mruczy aż do ślinotoku.
Zachęcamy – przeczytaj z czym się wiąże bycie domem tymczasowym w naszej fundacji (to nie takie trudne, a ile kociej miłości w zamian…) i aplikuj!?
https://glosemzwierzat.pl/jak-pomoc/dom-tymczasowy/
16 sierpnia 2022 r.
Grusia od piatku jest w DT (domu tymczasowym), który docelowo ma byc DS (domem stałym). Warunkiem tej adopcji będzie pozytywny wynik sprawdzenia czy Kamyk (kot rezydent) i Gruszka się dogadają. Póki co, jeszcze trwa izolacja. Wczoraj Gruszka pierwszy raz podeszla pod drzwi swojego pokoju i chciała czmychnąć na zewnątrz, co uważamy za wielką sprawę. Jest totalnie spragniona głasków i czułości, więc jej opiekunka spędza dużo czasu w pokoju Grusi – jak pisze „głównie leżymy koło siebie i ja miziam, ona mruczy”.
Jeśli jesteś na etapie rozważania „dokocenia” tj. chciałbyś zaadoptować kota, ale nie masz pewności jak ułoży się jego relacja z obecnym rezydentem, możesz również rozważyć start w charakterze domu tymczasowego. Jeśli się nie uda, szukamy domu stałego dalej, a jeśli się uda to…
27 sierpnia 2023 r.
Na miły koniec dzisiejszego dnia mamy przyjemność udostępnić Wam historię przemiany kociego owoca – Gruszki, Gruszeńki, Grusznika, Gru. Uwaga – będzie długo, ale czytanie to balsam dla duszy!
Była chyba pierwszą kotką, której klatkę sprzątałam. Siedziała wciśnięta w pręty klatki, ale w reakcji na dotyk wyginała grzbiecik do góry i mruczała. Grzbiecik nie prezentował się najlepiej: Grusznik miała tam ogromny ropień, więc po jego usuwaniu był cały wygolony. Prawie nie podnosiła głowy. Jej niesamowite oczy – jedno żółte, drugie brązowe – zobaczyłam więc dopiero po kilku tygodniach.
„Każdego kotka będziesz chciała wziąć do domu” – mówiłam sobie. „Każdy cię rozczuli”. Ale z Gruszką było inaczej!
Są takie zwierzęta, które trafiają najkrótszą drogą do twojego serca. It’s a match!
Po okresie kwarantanny Gruszka trafiła do bawialni. Zazwyczaj kotki przyjmują to z ulgą: zamiast siedzieć w klatce, mogą eksplorować pokój pełen zabawek, drapaków i zakamarków. Gruszka jednak fatalnie znosiła obecność innych kotów. Zamiast w bawialni poczuć się lepiej, z każdym dniem była bardziej przerażona i wycofana… Zapadała się w sobie, a do tego okropnie bolały ją dziąsła i nadżerki w jamie ustnej. Coraz gorzej znosiła podawanie leków. Ilekroć wchodziłam do bawialni, siedziała skulona w tym samym kącie… Nastroszona sierść, spięte mięśnie, cofnięta głowa i bezdenny smutek w oczach.
Nie mogłam przestać o niej myśleć!
Gruszka jest z nami od roku. Przez ten czas przeszła usg jamy brzusznej, usg serca, zdjęcia rentgenowskie jamy ustnej, operację usuwania resztek korzeni zębowych, ponowną diagnostykę dziąseł i -wreszcie! – dzięki opiece cudownego lekarza dra Błażeja Kozka wyszła na względną prostą!
Odkąd ból jej nie dokucza, Gru dopisuje apetyt. Jak się już naje, wygląda jak bączek. Wskakuje wtedy na parapet, wystawia brzuch do słońca i trawi, drzemiąc. Jedno oko pozostawia lekko uchylone, na wypadek, gdyby Kamyk podszedł za blisko. Gruszkiewicz bezpardonowo pilnuje bowiem swoich granic. Hoduje w tym celu długie pazury, których za Chiny Ludowe nie chce dać sobie przyciąć. Gdy znowu zgłodnieje, informuje o tym energicznie drapiąc swój ukochany fotel, a jak to nie zadziała – nawołując głosem Himilsbacha! Bo Gru brzmi tak, jakby paliła paczkę dziennie, a w przeszłości imprezowała do upadłego.
Dużo śpi, ale raz dziennie, najczęściej po zrobieniu kupy, lubi poszaleć. Biega wtedy jak opętana za własnym ogonem! Jest również bezwzględną zabójczynią wszelkich sznurków, sznurowadeł i nici. Pająki, ćmy, mole i muchy nie interesują jej natomiast wcale.
Kocham ją za zabój! Nie wyobrażam sobie domu bez Gruszki.”
Mamy nadzieję, że ta wzruszająca historia skłoni Was do rozważenia adopcji starszego kota czy psa albo do zostania domem tymczasowym.
Więcej o tym jak pomożesz jako dom tymczasowy znajdziesz tutaj: https://glosemzwierzat.pl/jak-pomoc/dom-tymczasowy/