PIES Z WROŚNIĘTYM ŁAŃCUCHEM W SZYJĘ
21 czerwiec 2011r.
„W niedzielny poranek wybrałam się z moja ukochaną poschroniskową sunią Ayashee na łąki- to piękny teren nieopodal mojego domu. Wyjątkowo wzięłam torbę na ramię, a w niej sprzęt, aby wyszczotkować mojego psa. Przypadkiem w torbie znalazł się też woreczek z karmą z wyprawy z dnia poprzedniego ( byłyśmy oglądać ” latające psy” ). Doszłyśmy raptem za furtkę. Po drugiej stronie ulicy zobaczyłyśmy psa przy śmietniku. Moja Aya kocha psy. Oceniłam, że ten wygląda niegroźnie, więc pozwoliłam jej się zaprzyjaźnić. Pobiegła w podskokach- machali do siebie ogonami…Kiedy podeszłam bliżej dostrzegłam, że pies ma paskudna sierść, a na szyi łańcuch. Już to mnie zaalarmowało. Postanowiłam go wziąć, odkarmić, wydać w dobre ręce. Miałam w ręku smycz Ayki , w torbie karmę..udało się psa zwabić, zapięłam go..wówczas ujrzałam całą jego tragedię- łańcuch wrósł w szyję! Teraz to już nie było się nad czym zastanawiać- do samochodu wsadziłam psa i starszego syna ( do pilnowania) i pojechaliśmy do wypróbowanej lecznicy przy ul. Grunwaldzkiej. Usunąć łańcuch- to było najważniejsze. Dopiero później pomyślałam o dokumentacji w postaci zdjęć, dlatego fotki takie kiepskie- komórką robione i w słabym świetle.
W niedzielę pies został zoperowany, we wtorek pojechaliśmy po drugą dawkę antybiotyku. Rana goi się pięknie. Dopóki pies był pod narkozą lekarz i ja dokładnie go obejrzeliśmy. Pies odwodniony, wygłodniały, wcześniej bardzo źle żywiony- skóra mocno przesuszona, więcej na niej łupieżu, niż sierści. Brzuch prawie łysy. Na prawym boku blisko miednicy łysy placek, ale bez zmian grzybicznych. Lekarz posądza, że to dawna rana zarosła gołą skórą. Na oko na tym czarnym psie tego nie widać, ale jest mocno wychudzony- kości miednicy sterczą wyraźnie. Lekarz wyczyścił mu uszy i zajrzał w zęby ( pies ma ok. 4 lat). Później, już w domu, korzystając z narkozy wymyłam psa i wyszczotkowałam cuchnący podszerstek. Ale tylko z jednego boku, bo pies zaczął się budzić i miałam stracha.
Znaleźliśmy dla niego imię : Martis, no i aktywnie go socjalizujemy.
Pięknie zgadza się z moją Ayashee, do kota macha uprzejmie ogonem. Na smyczy chodzi całkiem przyzwoicie- myślę, że szybko się nauczy. Wydaje się spokojny, pewny siebie- nie ma odruchów lękowych. Nie szczeka, nie warczy, nie goni rowerzystów, nie zaczepia ludzi, do zwierząt odnosi się przyjaźnie, krzykliwe psy zza płota omija bez pyskowania. Jest bardzo energiczny- potrzebuje dużo ruchu. Nie wszystko jednak wygląda różowo. Np. zaczął podlewać nam mieszkanie. A jak dorosły pies siknie, to pół pokoju zalewa. Trudno mu się dziwić- wcześniej był przy budzie, potem na ulicy… dlatego też wychodzimy z nim bardzo często. Ale najtrudniejsza jest sprawa jedzenia. Martis zachowuje się jak oszalały przy najmniejszym skojarzeniu z jedzeniem. Potrafi wyrwać z ręki kanapkę ( o mało przy tym nie chapnął całej dłoni). Pierwszego dnia wskakiwał łapami na stoły, z parapetu strącał miskę kota, porwał w zęby główkę kapusty, nie można spokojnie działać w kuchni, nie da się przejść przy nim z talerzem… jest w takich chwilach w amoku- ciężko wtedy do niego dotrzeć. Tym bardziej, że przecież prawie się nie znamy. Dzisiaj jest wtorek- widać poprawę. Już poznał pewne zasady panujące w domu i jest spokojniejszy. No i..najedzony. Karmę podawałam po trochę co jakiś czas, żeby go nie skręciło. Aby się nie nudził- kupiłam mu kość. Teraz zjada tę kość na spółkę z Ayashee- jak on na chwilę zostawi, to ona porywa, potem znowu on- zabawne są ich relacje, tym bardziej że przynajmniej na razie bezkolizyjne. Myślę, że nabierze zaufania i uspokoi się całkiem, kiedy zrozumie, że jedzenie znajdzie w misce codziennie, a i w sprawie spacerów może na nas liczyć.
Być może jeszcze różne problemy wyskoczą, kiedy Martis poczuje się bardziej ” u siebie”. W końcu to pies kilkuletni, z przeszłością. Ale o to będę się martwić później. Póki co ważna jest sprawa zdrowia, żywienia i ustawienia jasnych relacji w domu. To ostatnie nie jest proste- moja rodzina liczy 5 osób, wcześniejszego psa i kota. Teraz doszedł Martis.
A ja znowu rozpisałam się za bardzo.
Tymczasem pozdrawiam i obiecuję zdawać relacje na bieżąco.”
Elżbieta
23 listopad 2011r.
Martis jest bardzo sympatyczny, bezkonfliktowy, spolegliwy w stosunku do psów i kotów, obojętny wobec gości- nawet listonoszowi nie rzuca się do gardła. Nie jest nachalny, chociaż lubi głaskanie i ma miłe futro. Uwielbia frisbee i jeśli się dobrze rzuci, to łapie w locie. Ogólnie jest zdrowy nadaje się na długie wycieczki.
Nie polecam do domu z małymi dziećmi, bo jest czasem gwałtowną, podekscytowaną gapą. Poza tym dzieci bywają nieobliczalne i Martis może przywoływać je do porządku ” po psowemu” jak szczeniaki (szybki rzut głową, charkot, kłapnięcie zębami). Raz miałam przykład, stąd wiem, że należy chronić go przed dziećmi) Realnej krzywdy raczej nie zrobi, ale może przestraszyć.
Co Martis lubi najbardziej, to jeść. Bardzo chętnie warzywa i owoce, no i wszystko, co wysonduje nosem na spacerze. Ale bez warknięcia daje sobie te skarby wydłubać spomiędzy zębów.
Ela
24 grudzień 2011r.
Martis został zaadoptowany przez swoich tymczasowych opiekunów.