27 sierpnia 2023 r.

Na miły koniec dzisiejszego dnia mamy przyjemność udostępnić Wam historię przemiany kociego owoca – Gruszki, Gruszeńki, Grusznika, Gru. Uwaga – będzie długo, ale czytanie to balsam dla duszy!

Oto historia:
Gruszkę poznałam w czerwcu 2022 r., jako początkująca wolontariuszka w kociarni Fundacji Głosem Zwierząt.

Była chyba pierwszą kotką, której klatkę sprzątałam. Siedziała wciśnięta w pręty klatki, ale w reakcji na dotyk wyginała grzbiecik do góry i mruczała. Grzbiecik nie prezentował się najlepiej: Grusznik miała tam ogromny ropień, więc po jego usuwaniu był cały wygolony. Prawie nie podnosiła głowy. Jej niesamowite oczy – jedno żółte, drugie brązowe – zobaczyłam więc dopiero po kilku tygodniach.

„Każdego kotka będziesz chciała wziąć do domu” – mówiłam sobie. „Każdy cię rozczuli”. Ale z Gruszką było inaczej!

Są takie zwierzęta, które trafiają najkrótszą drogą do twojego serca. It’s a match!

Po okresie kwarantanny Gruszka trafiła do bawialni. Zazwyczaj kotki przyjmują to z ulgą: zamiast siedzieć w klatce, mogą eksplorować pokój pełen zabawek, drapaków i zakamarków. Gruszka jednak fatalnie znosiła obecność innych kotów. Zamiast w bawialni poczuć się lepiej, z każdym dniem była bardziej przerażona i wycofana… Zapadała się w sobie, a do tego okropnie bolały ją dziąsła i nadżerki w jamie ustnej. Coraz gorzej znosiła podawanie leków. Ilekroć wchodziłam do bawialni, siedziała skulona w tym samym kącie… Nastroszona sierść, spięte mięśnie, cofnięta głowa i bezdenny smutek w oczach.

Nie mogłam przestać o niej myśleć!

Opowiedziałam o Gruszce Kamykowi. Kamyk, mój rok wcześniej adoptowany kotek, młodziak, słodziak i rozbójnik, zachwycony nie był – ale nie zawetował. Więc 8 sierpnia 2022 roku Gruszka zamieszkała z nami!
Już pierwszego dnia, co prawda pod łóżkiem, ale poczyniła takie wygibasy, żeby niby nadal chciała siedzieć, ale jednak dać brzuszek do głaskania. Bo okazało się, że Gruszka uwielbia, by głaskać jej brzuszek.
Trzeba to robić wedle ściśle wyznaczonych przez nią reguł, inaczej spuszcza łomot bez ostrzeżenia. Ale jak już opanuje się tę sztukę – można spędzać całe godziny na głaskaniu!

Gruszka jest z nami od roku. Przez ten czas przeszła usg jamy brzusznej, usg serca, zdjęcia rentgenowskie jamy ustnej, operację usuwania resztek korzeni zębowych, ponowną diagnostykę dziąseł i -wreszcie! – dzięki opiece cudownego lekarza dra Błażeja Kozka wyszła na względną prostą!

Gruszka cierpi na limfocytarno-plazmocytarne zapalenie jamy ustnej, co jest bolesną chorobą przewlekłą, ale dzięki właściwemu ustawieniu leków udało nam się wyeliminować z jej życia ciągły ból.
W gabinecie weterynaryjnym jest wzorową pacjentką, znosi wszystko dzielnie i cierpliwie. W domu nadal nie cierpi smarowania jej dziąseł różnymi specyfikami, ale leki – zwłaszcza podane w mięsie z indyka – wcina chętnie.
Za to wszystko płaci Fundacja Głosem Zwierząt. Nie byłoby mnie stać na leczenie Gruszeńki, a dzięki Fundacji Gru ma i dom, i dobrą opiekę medyczną. A ja mam najcudowniejszą kotkę na świecie!

Odkąd ból jej nie dokucza, Gru dopisuje apetyt. Jak się już naje, wygląda jak bączek. Wskakuje wtedy na parapet, wystawia brzuch do słońca i trawi, drzemiąc. Jedno oko pozostawia lekko uchylone, na wypadek, gdyby Kamyk podszedł za blisko. Gruszkiewicz bezpardonowo pilnuje bowiem swoich granic. Hoduje w tym celu długie pazury, których za Chiny Ludowe nie chce dać sobie przyciąć. Gdy znowu zgłodnieje, informuje o tym energicznie drapiąc swój ukochany fotel, a jak to nie zadziała – nawołując głosem Himilsbacha! Bo Gru brzmi tak, jakby paliła paczkę dziennie, a w przeszłości imprezowała do upadłego.

Dużo śpi, ale raz dziennie, najczęściej po zrobieniu kupy, lubi poszaleć. Biega wtedy jak opętana za własnym ogonem! Jest również bezwzględną zabójczynią wszelkich sznurków, sznurowadeł i nici. Pająki, ćmy, mole i muchy nie interesują jej natomiast wcale.

Kiedy kładę się spać, obserwuje mnie z dystansu, z nieco zniecierpliwioną miną, a jak już się umieszczę – przychodzi, robi obchód na łóżku, wybiera najcieplejsze miejsce i śpi ze mną do rana! Budzę się i widzę to rozluźnione ciałko, miękkie, pachnące snem futerko o tysiącu kolorów (wszystkie odcienie brązu i szarości, czarny, beżowy, biały, rudy, złoty – czego tam nie ma!) podnoszące się i opadające w rytm jej miarowego oddechu, łapki swobodnie wyciągnięte na kołdrze. I czuję się totalną szczęściarą.

Kocham ją za zabój! Nie wyobrażam sobie domu bez Gruszki.

Ania – dom tymczasowy

Mamy nadzieję, że ta wzruszająca historia skłoni Was do rozważenia adopcji starszego kota czy psa albo do zostania domem tymczasowym.

Więcej o tym jak pomożesz jako dom tymczasowy znajdziesz tutaj: https://glosemzwierzat.pl/jak-pomoc/dom-tymczasowy/

Wróć do góry